6 paź 2015

III 29

Tyrrhena regum progenies, tibi

(Strofa alcejska)

Tyrreńskich królów potomku, dla ciebie
łagodne wino w nietykanym dzbanie
   z kwiatami, Mecenasie, róży,
      a dla twych włosów olejek z orzecha

od dawna u mnie czeka: oddal troski,
nie musisz patrzeć wciąż na mokry Tybur,
   Efuli pola strome ani
      grzbiet ojcobójcy Telegona.

Porzuć majątek sprzykrzony i wieżę
w twoim pałacu, która chmur dosięga:
   zacnego Rzymu przestań chłonąć
      dymy, mozoły i hałasy.

Najczęściej miłe bogaczom odmiany
i obiad zgrzebny pod lara małego
   opieką, bez purpury drogiej,
      czoło stroskane wygładzały.

Już jasny ojciec Andromedy ogień
ukryty wznieca, już Procjon się jarzy
   i Lwa szalejącego gwiazda,
      a słońce suszę zapowiada;

już pasterz cienia wraz z trzodą znużoną,
chłodu strumienia szuka i zarośli
   Sylwana kosmatego, patrząc
      brzegu skrytego przed wiatrami:

a ty się troszczysz o porządek państwa
i lękasz się o losy miasta, myśląc,
   co knują Sery, co Cyrusa
      Baktra i co Tanais sporny.

Roztropnie czasu przyszłego koleje
bóg mądry zakrył nieprzebytym cieniem
   i śmieje się, gdy człek śmiertelny
      więcej się krząta niż trzeba. Pomnij

co jest, układać mądrze: bo reszta jak rzeka
płynie, to nurtem leniwym zdążając
   spokojnie w stronę Etruskiego
      morza, to kamień pokruszony,

rwane wykroty i bydło i domy
tocząca naraz, przy wtórze lamentu
   odległych gór i lasów bliskich,
      gdy pęd powodzi wściekłej wzburza

ciche potoki. Bo ten sobą włada
i wesół żyje, kto po dniu skończonym
   powiedzieć może "żyłem". Jutro
      niech ojciec wyśle czarną chmurę

na niebo albo słońce czyste; przecie
co było, tego nie zniweczy ani
   już nie odmieni i nie zatrze,
      co doba płocha raz uniosła.

Fortuna rada ze swego zajęcia
tak okrutnego i chętna igraszce
   zaszczyty złudne ciągle miesza,
      to mnie łaskawa, to znów innemu.

Los chwalę stały: gdy lotne przetrąca
skrzydła, wyrzekam się darów i w moją
   cnotę się chronię, by ubóstwo
      znosić roztropnie i bez żalu.

Nie umiem ja, gdy w sztormach Afrykańskich
zawyją maszty, do skarg się uciekać
   i obiecywać wotów szczodrych,
      aby cypryjskich i tyrskich towarów

nie pochłonęły chciwe fale morza:
mnie w kolebeczce dwuwiosłego czółna
   bezpiecznie przez Egejskie burze
      prowadzi aura z bliźniaczym Polluksem.

Horacy
w tłumaczeniu Andrzeja Lama